30.8.12

Sezon ogórkowy

Ten bardzo popularny ostatnio  zwrot, którym w polityce tłumaczy się wszelkie parlamentarne nieróbstwo i rozmowy o niczym, w telewizji zaś uzasadnia obecność odgrzewanych odcinków "Klanu" czy innych "Ojców Mateuszów" postanowiliśmy wziąć bardzo dosłownie. W końcu nie ma to jak kiszony ogórek zimową porą, prosto z domowej spiżarni! Palce lizać!!!





wrocławski deszcz



Załatwiając milion spraw między jednym wyjazdem a drugim złapała nas letnia ulewa. Zdjęcia z telefonu i z bramy, w której  przeczekaliśmy wszystko - było warto - chwilę potem pojawiły się na niebie dwie tęcze.


29.8.12

Wakacyjnie

Wróciliśmy!!! Chwilę nas nie było, ale też brak czasu i okoliczności sprawiły, że blog odszedł na krótko w odstawkę.Przyszedł wreszcie moment na nadrobienie zaległości!
Czy można wyobrazić sobie miejsce na Ziemi, w którym czas się zatrzymał , a chroniczna potrzeba bliskości internetu zamiera naturalnie? Zmęczeni możliwością ciągłego dostępu do informacji zaszyliśmy się w takiej właśnie głuszy, dla A. miejscu idyllicznym, związanym z najmilszymi wspomnieniami z dzieciństwa, dla mnie odkrywanym i oswajanym powoli, z coraz większym entuzjazmem i potrzebą  częstszego doń wracania. Świat tak mały, że pani listonosz zna każdego z imienia i nazwiska, a jednocześnie tak wielki, że każdy znajdzie w nim własną przestrzeń. Świat zupełnie inny od tego na co dzień, wolny od pośpiechu, hałasu i zapachu spalin. Za to wypełniony śpiewem ptaków i świerszczy, z milionami gwiazd na niebie, pachnący jabłkami, ogórkami i świeżo pieczonym chlebem. W takiej właśnie oazie przyszło nam spędzić pierwsze tygodnie wakacji, wyjątkowo dlugich i, jak się później okaże, bardzo udanych.
Jako że oboje jesteśmy zwolennikami aktywnego wypoczynku, a wylegiwanie się nieruchomo w słońcu nie należy do naszych ulubionych zajęć, szybko i z nieukrywaną radością przystąpiliśmy do frontu robót, które jak to nawet w świecie idyllicznym czasem bywa, nie cierpiały zwłoki. Na pierwszy ogień poszedł płot, a właściwie jego wymiana. Przedsmaku tego co nas czeka doświadczyliśmy już kilka miesięcy wcześniej, dzielnie walcząc z dwiema przyczepami surowych sztachet i olbrzymich poprzeczek, które to wymagały ułożenia i wysuszenia. Na marginesie dodam, że zadanie to okazało się doskonałym treningiem wzmacniającym wszelkie partie mięśni - na drugi dzień, mając ręce do ziemi, zdołałem przebiec pierwszy w swoim życiu półmaraton. Ból górnych kończyn sprawił, że zapomniałem zupełnie o skurczach łydek i innych, typowych dla biegaczy dolegliwościach.
Płot potrzebował gruntownej przebudowy, ze starego zostały tylko słupki, które to starannie odrestaurowaliśmy. Stare sztachety zapewne niedługo skończą w ognisku, nowe natomiast wymagały przycięcia i pomalowania, co stanowiło nie lada wyzwanie, zwłaszcza że w pierwszych dniach pogoda nas nie rozpieszczała.