22.9.12

wakacje














S. będzie niezadowolony, że zburzyłam metodologiczną chronologię opisu naszych wakacji. Ale idzie jesień i nasz wyjazd wydaje mi się już bardzo odległy. Pochłaniają nas nowe obowiązki i dni wypchane po brzegi. Doba drastycznie się kurczy i nic nie ubywa ze spraw na przedwczoraj.

Dzisiaj przeglądałam wyjazdowe zdjęcia i aż łza mi się w oku zakręciła. Wkleiłam mój wakacyjny miks. Z S. przed namiotem, rozlewiskiem, jedzeniem i ławką do czytania. Z fabryką, kwiatami, naszym obozowiskiem, ściennymi ozdobami i ostrzeżeniem z niemieckiej przydrożnej kawiarni. Na zdjęciach chwile, które sprawiały mi dużo radości.

7.9.12

D-Route 12, czyli część pierwsza

Kiedy wszystkie sztachety zostały pomalowane, a ogórki znalazły się w słoikach, nadszedł czas długo przez nas oczekiwanego wyjazdu rowerowego. Na niemal trzy tygodnie rowery stały się naszym głównym środkiem lokomocji, a namiot naszym domem. Resztę dobytku, ograniczonego do niezbędnego minimum, spakowaliśmy w sakwy i wyruszyliśmy przed siebie, na północ. Zaczęliśmy w Zgorzelcu, a za miejsce docelowe obraliśmy Bornholm. Pierwsza część trasy, aż do Świnoujścia, wiodła wspaniałym szlakiem rowerowym wzdłuż niemiecko - polskiej granicy. Nasi zachodni sąsiedzi, tworząc krajową sieć szlaków rowerowych sprawili, że każdy fan dwóch kółek może się tam poczuć więcej niż dobrze, a każdy polski fan dwóch kółek, nawet nieswojo. Dysonans poznawczy czasami był przeogromny! Gładki szeroki asfalt, dokładnie oznaczone drogi z podanymi odległościami, miejsca postojowe i noclegowe, automaty z dętkami, a wszystko to w większości wyłączone z ruchu samochodowego! Ilość rowerzystów, zwłaszcza w weekendy, też imponująca, szczególnie jeśli chodzi o rowerowe rodzinki z małymi dziećmi - piękna alternatywa dla spędzania czasu przed telewizorem, tudzież dla tłustego grilla na działce. I ta cała pozytywna atmosfera - przyjaźnie nastawieni ludzie, pozdrawiający się na trasie, wymieniający uśmiechy, czasami uwagi, oferujący pomoc, zupełna bezinteresowność - wszystko to w otoczeniu przesyconej zielenią, pełnej dzikiego ptactwa przyrody sprawiało, że jadąc oddychaliśmy pełną piersią. Kiedy brakowało sił, ratowaliśmy się kawą i ciastem z przydomowych barów. Szczególnie to drugie dodawało energii i chęci do dalszej jazdy. Potęga "boskiej matrycy" jakimś cudem uczyniła , że mimo tego, że przez kilka dni ścigaliśmy się z olbrzymimi ciężkimi chmurami oraz silnym wiatrem, deszcz obchodził się z nami nadzwyczaj łagodnie. Szczęście nam dopisywało. Po ośmiu dniach intensywnej jazdy dotarliśmy do Świnoujścia, gdzie czekali na nas K. i Ł.- współtowarzysze drugiej części naszego wyjazdu. 












 

Trasa rowerowa 1821667 - powered by Bikemap